niedziela, 21 kwietnia 2013

WYROK....



„ W naturze ludzkiej leży nienawidzić tych, których się skrzywdziło”.       (Tacyt)
     W minionym tygodni zapadł wyrok na trzech już tylko pozostałych  z dwunastu oskarżonych w sprawie wydarzeń grudniowych  w dniach od 14 do 22 grudnia 1970 roku.
Wydarzeń z przed przeszło 40 lat.  Zapytacie i słusznie: a co się stało z pozostałymi dziewięcioma oskarżonymi?
      Wiek i stan zdrowia wyeliminował  Ich z udziału w tym procesie. Ograniczył panu Prokuratorowi w wysiłku opracowywania dziewięciu  dodatkowych uzasadnień. Praktycznie pozostał jedyny osiemdziesięcioletni obecnie  V-ce Premier ówczesnego Rządu Stanisław Kociołek, któremu dodano dwóch ówczesnych oficerów.
     Domniemywam, , że pana Prokuratora wtedy jeszcze nie było na świecie, a ówczesne wydarzenia zna tylko i wyłącznie z dokumentów i historii stworzonych przez IPN. Czy te dokumenty i stworzone wokół niech mity są wiarygodne?  Być  może są one tak samo wiarygodne jak te, które zostały przedstawione w procesie z przed kilku dni przeciwko doktorowi G ?
   Mam tą przewagę nad panem Prokuratorem, Sędziami, dysponentami politycznymi, że obecnie tak jak oskarżony V-ce premier Kociołek mam 80 lat. Przebywałem w tym czasie w Gdyni, pracowałem w Administracji Domów i mieszkałem tuż za Prezydium Miejskiej Rady Narodowej przy ul. Świętojańskiej.
  Jak z pewnością nie Wiecie w PRL istniał system dopłat do artykułów żywnościowych, oraz jednolitych cen ustalanych przez Rząd.
W 1970 roku w związku z przegrzaniem się tego systemu i wzrostem popytu wystąpiła konieczność podniesienia cen. Biuro Polityczne KC PZPR na posiedzeniu w dniu 30. 11. 1970 postanowiło by Rząd podniósł ceny artykułów żywnościowych o średnio 20%. Błędem było wprowadzenie tych cen z dniem 12 grudnia,  czyli tuż przed świętami i Nowym Rokiem. Prawdopodobnie późniejsze wprowadzenie tych cen nie wywołałoby takich protestów i strat. Oczywiście, że przewidywane były protesty, ale nie aż w takiej skali.
O dziwo protesty w takiej skali wystąpiły jedynie w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i w dużo mniejszym rozmiarze w Elblągu. W innych dużych Ośrodkach sprowadziło się to do zebrań protestacyjnych.
  Oficjalny komunikat o wprowadzeniu podwyżki został opublikowany w sobotę 12 grudnia w Polskim Radiu  w godzinach wieczornych.
  Rozpoczęło się wszystko w poniedziałek 14.XII od burzliwych spotkań załóg na terenach Stoczni. Załogi postanowiły wyjść na miasto, „by pokazać władzy siłę klasy robotniczej”. W rzeczywiści opuściły zakłady zostawiając wszystkie magazyny, włazy, warsztaty po otwierane. Dowództwo Marynarki Wojennej, kiedy uzyskało ta informację, by zapobiec na ich terenie ewentualnym akcjom sabotażowym, grożącym zarówno zakładom jak i miastu podjęło decyzje o obsadzeniu ich jednostkami MarWoju.
      Już od poniedziałku okazało się, że Trójmiastem zarządza trzech panów „K”   V-ce Premier Kociołek, I-szy sekretarz KW Karkoszko i dowódca KBW gen. Korczyński. Również okazało się, że miedzy nimi nie istnieje współdziałanie.
     Stacjonujące na terenie Trójmiasta jednostki podległe MON starały się jedynie zabezpieczyć mieszkańców, obiekty publiczne i miasto.
     Nie jest prawdą, że strajkujący zdobyli czołg, został on w Gdańsku podpalony, załoga ewakuowała się z niego  z bronia bez jednego strzału.
     Na zapleczu Świętojańskiej, miedzy siedziba Prezydium Miejskiej Rady Narodowej a Teatrem stała jednostka LWP na transporterach. Zadaniem jej było ewentualna ochrona i obrona budynków  PMRN, Teatru, dwóch dużych stacji benzynowych znajdujących się naprzeciw MRN. Zima w 1970 roku była bardzo mroźna, żołnierze  tych transporterów grali się jedynie przy koksownikach a silniki transporterów co pewien czas grzane..
     Poniedziałek 14, wtorek 15, i środa 16 jak na rozmiar tych wydarzeń  nie były groźne. Były to przewidywalne w takich momentach incydenty i dotyczyły przeważnie Gdańska:
>Szarpanina przed Politechniką z Rektorem tej Uczelni, który nie pozwolił studentom by brali udział w tych awanturach. Wprowadził na Uczelni sprawdzanie przed i po zajęciach listy obecności. Nie wpuścił przedstawicieli Komitetu strajkowego na teren Politechniki.
>Usiłowanie atakowania i podpalenia budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
>Ataki na zwarte oddziały MO i tu należy dodać, że oddziały te w ciągu tych trzech dni nie korzystały z ostrej amunicji, wystarczyły im środki przymusu :gaz,  armatki wodne i pałki.
>Zastrzelenie na terenie dworca gdańskiego przez nieustalonego sprawcę osoby niezaangażowanej w odwecie zniszczenie przez manifestantów pomieszczeń dworcowych.
> Zamordowanie przed dworcem umundurowanego oficera MO, który przerwał urlop, kiedy dowiedział się o tych rozruchach by wrócić do swej macierzystej jednostki. Był to ohydny mord bo zwłoki po zamordowaniu przygwożdżono łomem do trawnika przed dworcem.
>Spalenie na dwóch parkingach kilkudziesięciu samochodów.
>Zrabowanie i zniszczenie w dzielnicy nad Motława kilku sklepów w tym dwóch sklepów z książkami. Ponieważ tych rabujących książki nie interesowały więc wynosili je i topili w rzece. W efekcie tego „wyczynu” w radiu i prasie RFN ukazały się informacje, że gdańszczanie walczą o status „wolnego miasta”.
  W środę 16 grudnia w godzinach popołudniowych V-ce Premier Kociołek przy pomocy radia, telewizji oraz samochodów z zainstalowanymi głośnikami, wezwał pracowników do powrotu do pracy.
 Wyjaśnienie dla tych, którzy nie znają Gdyni. Przed główną brama Stoczni był wtedy duży plac, ograniczony  torami kolejowymi i ogrodzeniem Stoczni.  Wewnątrz jednostka Marynarki. Dowódca jednostki przez megafony prosi by przybywający pracownicy Wydziałami i Brygadami podchodzili do bramy, którą będą wpuszczani i odprowadzani na stanowiska pracy. Uzasadnia tą decyzje tym, by do Stoczni nie weszli niezatrudnieni.
Zimny grudniowy poranek. Na placu przed  Stocznią systematycznie powiększający się tłum pracowników. Podenerwowany trzydniowymi zamieszkami. Widzący plac na którym się gromadzą otoczony żołnierzami  (KBW). Przy bramie z metalowych prętów stoi zdezorientowany marynarz z pepeszka zawieszoną na szyi. Do bramy dochodzi jego rówieśnik (młody chłopak )  Zbigniew Godlewski. Zaczyna rozmawiać z marynarzem. Niespodziewanie poprzez sztachety łapie za pepeszkę i usiłuje mu ją zerwać z szyi. Nie wiadomo który pociągnął za cyngiel. Pepeszka ustawiona jest na ogień ciągły. Po dwóch stronach bramy pada dwóch młodych  chłopców: Zbigniew Godlewski i prawie Jego rówieśnik marynarz o nie znanym nazwisku. O jednym się śpiewa i ciągle przypomina, drugi jest nieznany.
     Zdezorientowani żołnierze KBW widząc przed sobą falujący i krzyczący tłum, słysząc długa serię pepeszki, otworzyli zgodnie z rozkazem ogień w granitowa kostkę placu. Zgodnie z informacjami Pogotowia Ratunkowego  (dokładnie już nie pamiętam) udzielono  pomocy medycznej około 150 osobom.
      Zaraz po tym wypadku stoczniowcy uformowali pochód na czele którego na drzwiach niesiono ciało zabitego Stoczniowca i dwie biało czerwone flagi zmoczone w Jego krwi i ruszono pod Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Do manifestantów wyszedł Przewodniczący MRN w Gdyni, spokojnie ich wysłuchał, wytłumaczył, że może jedynie przekazać ich żale i żądania dalej, poinformował również o  aktualnej sytuacji  jaka panuje na wybrzeżu i zaapelował o spokój i powrót do pracy.
Manifestacja pod Urzędem zakończyła się odśpiewaniem Przewodniczącemu MRN II hymnu czyli „Sto lat „ i hymnu Narodowego.
Manifestanci wrócili do Stoczni by przejąć swoje stanowiska pracy a przyniesione przez Nich ciało  „Janka Wiśniewskiego” zostało zostawione na drzwiach przed Urzędem a następnie zabrane przez Klinikę w celu dokonania sekcji zwłok.
      Tak ja widziałem i oceniałem wtedy i dziś wydarzenia grudniowe, których nie widział ani pan Prokurator ani Wysoki  Sad a tym bardziej dzisiejsza „klasa polityczna’ podobno będąca spadkobierczynią  „tamtejszej klasy robotniczej.
 Jak długo jeszcze będziemy mścić się na żyjących jeszcze starych i schorowanych członkach Władz PRL, że w sposób pokojowy, bez wojny domowej przekazali swa władzę ?

Mirgal

2 komentarze:

  1. Wracając do historii najczęściej widzimy jedną stronę, tą najbardziej skrzywdzoną. Dlaczego nie potrafimy zauważyć i pomyśleć o stronie drugiej.Przecież tam też byli ludzie, i nikt nie zapyta ani nie powie, co stało się z nimi po tej drugiej stronie. Tylko jak "prawdziwy" Polak potrafimy ujadać w jedną tubę...NIE MA SKUTKU BEZ PRZYCZYNY! Czy w/g Was, ta druga strona miała stać w bezruchu i przyjmować kamienie na głowę? Społeczeństwo nasze zostało skłócone i podzielone...możemy za to podziękować PiS-owcom!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybyś się zgłosił na świadka obrony to albo by Cie nie powołano "bo to nie po linii i bazie" ich przekonań.
    Gdybyś bronił już miał byś IPN z lustracja a "pewne dzienniki" znalazły "dziadka z Wehrmachtu" mundur SA mana na strychu i teczkę SB w IP- nie.
    Ci co tam stali "i się nie zgadzali" prawdziwi Polacy dołożyli pięścią lub parasolka.Oni nie walczyli bo: byli za młodzi,za daleko mieli,albo im zdrowie nie pozwalało.Ale swoje wiedza i właściwie.
    A "pracowałem w Administracji Domów" to już w nomenklaturze samego KC ....akie to stanowisko wysokie.
    Prawda dziś musi być po "właściwej stronie" a która właściwa wiadomo.
    Acha !Ma być apelacja prokuratorów bo nie zgadzają się z wyrokiem

    OdpowiedzUsuń