„ W naturze
ludzkiej leży nienawidzić tych, których się skrzywdziło”. (Tacyt)
W minionym tygodni zapadł wyrok na trzech
już tylko pozostałych z dwunastu
oskarżonych w sprawie wydarzeń grudniowych
w dniach od 14 do 22 grudnia 1970 roku.
Wydarzeń z
przed przeszło 40 lat. Zapytacie i
słusznie: a co się stało z pozostałymi dziewięcioma oskarżonymi?
Wiek i stan zdrowia wyeliminował Ich z udziału w tym procesie. Ograniczył panu
Prokuratorowi w wysiłku opracowywania dziewięciu dodatkowych uzasadnień. Praktycznie pozostał
jedyny osiemdziesięcioletni obecnie V-ce
Premier ówczesnego Rządu Stanisław Kociołek, któremu dodano dwóch ówczesnych
oficerów.
Domniemywam, , że pana Prokuratora wtedy
jeszcze nie było na świecie, a ówczesne wydarzenia zna tylko i wyłącznie z
dokumentów i historii stworzonych przez IPN. Czy te dokumenty i stworzone wokół
niech mity są wiarygodne? Być może są one tak samo wiarygodne jak te, które
zostały przedstawione w procesie z przed kilku dni przeciwko doktorowi G ?
Mam tą przewagę nad panem Prokuratorem,
Sędziami, dysponentami politycznymi, że obecnie tak jak oskarżony V-ce premier
Kociołek mam 80 lat. Przebywałem w tym czasie w Gdyni, pracowałem w Administracji
Domów i mieszkałem tuż za Prezydium Miejskiej Rady Narodowej przy ul.
Świętojańskiej.
Jak z
pewnością nie Wiecie w PRL istniał system dopłat do artykułów żywnościowych, oraz
jednolitych cen ustalanych przez Rząd.
W 1970 roku
w związku z przegrzaniem się tego systemu i wzrostem popytu wystąpiła
konieczność podniesienia cen. Biuro Polityczne KC PZPR na posiedzeniu w dniu
30. 11. 1970 postanowiło by Rząd podniósł ceny artykułów żywnościowych o
średnio 20%. Błędem było wprowadzenie tych cen z dniem 12 grudnia, czyli tuż przed świętami i Nowym Rokiem.
Prawdopodobnie późniejsze wprowadzenie tych cen nie wywołałoby takich protestów
i strat. Oczywiście, że przewidywane były protesty, ale nie aż w takiej skali.
O dziwo
protesty w takiej skali wystąpiły jedynie w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i w dużo
mniejszym rozmiarze w Elblągu. W innych dużych Ośrodkach sprowadziło się to do
zebrań protestacyjnych.
Oficjalny komunikat o wprowadzeniu podwyżki został opublikowany w sobotę 12
grudnia w Polskim Radiu w godzinach
wieczornych.
Rozpoczęło się wszystko w poniedziałek 14.XII od burzliwych spotkań załóg na
terenach Stoczni. Załogi postanowiły wyjść na miasto, „by pokazać władzy siłę
klasy robotniczej”. W rzeczywiści opuściły zakłady zostawiając wszystkie
magazyny, włazy, warsztaty po otwierane. Dowództwo Marynarki Wojennej, kiedy
uzyskało ta informację, by zapobiec na ich terenie ewentualnym akcjom
sabotażowym, grożącym zarówno zakładom jak i miastu podjęło decyzje o
obsadzeniu ich jednostkami MarWoju.
Już od poniedziałku okazało się, że Trójmiastem
zarządza trzech panów „K” V-ce Premier
Kociołek, I-szy sekretarz KW Karkoszko i dowódca KBW gen. Korczyński. Również
okazało się, że miedzy nimi nie istnieje współdziałanie.
Stacjonujące na terenie Trójmiasta
jednostki podległe MON starały się jedynie zabezpieczyć mieszkańców, obiekty
publiczne i miasto.
Nie jest prawdą, że strajkujący zdobyli
czołg, został on w Gdańsku podpalony, załoga ewakuowała się z niego z bronia bez jednego strzału.
Na zapleczu Świętojańskiej, miedzy
siedziba Prezydium Miejskiej Rady Narodowej a Teatrem stała jednostka LWP na
transporterach. Zadaniem jej było ewentualna ochrona i obrona budynków PMRN, Teatru, dwóch dużych stacji benzynowych
znajdujących się naprzeciw MRN. Zima w 1970 roku była bardzo mroźna, żołnierze tych transporterów grali się jedynie przy
koksownikach a silniki transporterów co pewien czas grzane..
Poniedziałek 14, wtorek 15, i środa 16 jak
na rozmiar tych wydarzeń nie były
groźne. Były to przewidywalne w takich momentach incydenty i dotyczyły
przeważnie Gdańska:
>Szarpanina
przed Politechniką z Rektorem tej Uczelni, który nie pozwolił studentom by
brali udział w tych awanturach. Wprowadził na Uczelni sprawdzanie przed i po
zajęciach listy obecności. Nie wpuścił przedstawicieli Komitetu strajkowego na
teren Politechniki.
>Usiłowanie
atakowania i podpalenia budynku Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
>Ataki na
zwarte oddziały MO i tu należy dodać, że oddziały te w ciągu tych trzech dni
nie korzystały z ostrej amunicji, wystarczyły im środki przymusu :gaz, armatki wodne i pałki.
>Zastrzelenie
na terenie dworca gdańskiego przez nieustalonego sprawcę osoby niezaangażowanej
w odwecie zniszczenie przez manifestantów pomieszczeń dworcowych.
>
Zamordowanie przed dworcem umundurowanego oficera MO, który przerwał urlop,
kiedy dowiedział się o tych rozruchach by wrócić do swej macierzystej
jednostki. Był to ohydny mord bo zwłoki po zamordowaniu przygwożdżono łomem do
trawnika przed dworcem.
>Spalenie
na dwóch parkingach kilkudziesięciu samochodów.
>Zrabowanie
i zniszczenie w dzielnicy nad Motława kilku sklepów w tym dwóch sklepów z
książkami. Ponieważ tych rabujących książki nie interesowały więc wynosili je i
topili w rzece. W efekcie tego „wyczynu” w radiu i prasie RFN ukazały się
informacje, że gdańszczanie walczą o status „wolnego miasta”.
W
środę 16 grudnia w godzinach popołudniowych V-ce Premier Kociołek przy pomocy
radia, telewizji oraz samochodów z zainstalowanymi głośnikami, wezwał
pracowników do powrotu do pracy.
Wyjaśnienie
dla tych, którzy nie znają Gdyni. Przed główną brama Stoczni był wtedy duży
plac, ograniczony torami kolejowymi i
ogrodzeniem Stoczni. Wewnątrz jednostka
Marynarki. Dowódca jednostki przez megafony prosi by przybywający pracownicy
Wydziałami i Brygadami podchodzili do bramy, którą będą wpuszczani i
odprowadzani na stanowiska pracy. Uzasadnia tą decyzje tym, by do Stoczni nie
weszli niezatrudnieni.
Zimny
grudniowy poranek. Na placu przed
Stocznią systematycznie powiększający się tłum pracowników.
Podenerwowany trzydniowymi zamieszkami. Widzący plac na którym się gromadzą
otoczony żołnierzami (KBW). Przy bramie
z metalowych prętów stoi zdezorientowany marynarz z pepeszka zawieszoną na
szyi. Do bramy dochodzi jego rówieśnik (młody chłopak ) Zbigniew Godlewski. Zaczyna rozmawiać z
marynarzem. Niespodziewanie poprzez sztachety łapie za pepeszkę i usiłuje mu ją
zerwać z szyi. Nie wiadomo który pociągnął za cyngiel. Pepeszka ustawiona jest
na ogień ciągły. Po dwóch stronach bramy pada dwóch młodych chłopców: Zbigniew Godlewski i prawie Jego
rówieśnik marynarz o nie znanym nazwisku. O jednym się śpiewa i ciągle
przypomina, drugi jest nieznany.
Zdezorientowani żołnierze KBW widząc przed
sobą falujący i krzyczący tłum, słysząc długa serię pepeszki, otworzyli zgodnie
z rozkazem ogień w granitowa kostkę placu. Zgodnie z informacjami Pogotowia
Ratunkowego (dokładnie już nie pamiętam)
udzielono pomocy medycznej około 150 osobom.
Zaraz po tym wypadku stoczniowcy
uformowali pochód na czele którego na drzwiach niesiono ciało zabitego
Stoczniowca i dwie biało czerwone flagi zmoczone w Jego krwi i ruszono pod
Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Do manifestantów wyszedł Przewodniczący MRN
w Gdyni, spokojnie ich wysłuchał, wytłumaczył, że może jedynie przekazać ich
żale i żądania dalej, poinformował również o
aktualnej sytuacji jaka panuje na
wybrzeżu i zaapelował o spokój i powrót do pracy.
Manifestacja
pod Urzędem zakończyła się odśpiewaniem Przewodniczącemu MRN II hymnu czyli
„Sto lat „ i hymnu Narodowego.
Manifestanci
wrócili do Stoczni by przejąć swoje stanowiska pracy a przyniesione przez Nich
ciało „Janka Wiśniewskiego” zostało
zostawione na drzwiach przed Urzędem a następnie zabrane przez Klinikę w celu
dokonania sekcji zwłok.
Tak
ja widziałem i oceniałem wtedy i dziś wydarzenia grudniowe, których nie widział
ani pan Prokurator ani Wysoki Sad a tym
bardziej dzisiejsza „klasa polityczna’ podobno będąca spadkobierczynią „tamtejszej klasy robotniczej.
Jak
długo jeszcze będziemy mścić się na żyjących jeszcze starych i schorowanych
członkach Władz PRL, że w sposób pokojowy, bez wojny domowej przekazali swa
władzę ?
Mirgal
Wracając do historii najczęściej widzimy jedną stronę, tą najbardziej skrzywdzoną. Dlaczego nie potrafimy zauważyć i pomyśleć o stronie drugiej.Przecież tam też byli ludzie, i nikt nie zapyta ani nie powie, co stało się z nimi po tej drugiej stronie. Tylko jak "prawdziwy" Polak potrafimy ujadać w jedną tubę...NIE MA SKUTKU BEZ PRZYCZYNY! Czy w/g Was, ta druga strona miała stać w bezruchu i przyjmować kamienie na głowę? Społeczeństwo nasze zostało skłócone i podzielone...możemy za to podziękować PiS-owcom!!!
OdpowiedzUsuńGdybyś się zgłosił na świadka obrony to albo by Cie nie powołano "bo to nie po linii i bazie" ich przekonań.
OdpowiedzUsuńGdybyś bronił już miał byś IPN z lustracja a "pewne dzienniki" znalazły "dziadka z Wehrmachtu" mundur SA mana na strychu i teczkę SB w IP- nie.
Ci co tam stali "i się nie zgadzali" prawdziwi Polacy dołożyli pięścią lub parasolka.Oni nie walczyli bo: byli za młodzi,za daleko mieli,albo im zdrowie nie pozwalało.Ale swoje wiedza i właściwie.
A "pracowałem w Administracji Domów" to już w nomenklaturze samego KC ....akie to stanowisko wysokie.
Prawda dziś musi być po "właściwej stronie" a która właściwa wiadomo.
Acha !Ma być apelacja prokuratorów bo nie zgadzają się z wyrokiem